MAREK KUŚ
TEKSTY
Prace Marka Kusia są mi naturalnie bliskie – oddziałują na mnie mocno poczuciem spokoju i sensu, przynależą do ulubionej rodziny znaków i ludzi. Nie wiem czy słusznie, czytam prace Marka jako historie pojedynczego człowieka, everymana, nigdy jako metaforę anonimowego tłumu. Również wtedy, gdy sylwetka ludzka jest zwielokrotniona i ułożona w rzędy lub kolumny. Uważam człowieka-znak autorstwa Marka za koncept doskonały. Z pozoru jednoznaczny kształt. Z nieograniczoną liczbą zastosowań, kontekstów i interpretacji. Z opcją kontynuacji przez lata, bez znużenia. Podziwiam, lubię, szanuję..
Małgorzata Jabłońskaartystka wizualna
Wejść w przestrzeń, w której zobaczyć można moduły Marka Kusia to jak wejść w świat, w którym wszystko obok czego przechodzimy nie jest człowiekowi obojętne. Betonowe postaci człowieka w zielonej trawie parku w Katowicach Koszutce zawsze przykuwają moją uwagę. Można natknąć się na nie przez przypadek, ale można też poszukiwać ich celowo. Zobaczyć jak wrosły w tę przestrzeń i jak natura radzi sobie z betonowymi ludźmi zagubionymi w trawie. Można wreszcie zobaczyć jak zarastają zielenią i gubią się w naturze. Zupełnie jak człowiek… W jakiejkolwiek przestrzeni nie stanęłyby moduły Marka Kusia – zawsze warto za nimi podążać.
Anna Dudzińska reporterka radiowa
Otwierając słownik synonimów na haśle ETYCZNA rozpościera się prawdziwa gama skojarzeń z trzydziestu lat działalności twórczej Marka. Wybierając słowa wystarczy je po prostu przepisać. Taki prosty zabieg określa jego sztukę. Jest ona zatem: kryształowa, moralna, porządna, prawa, prostolinijna, przyzwoita, uczciwa, wzniosła, nieskazitelna, wiarygodna, nieposzlakowana, niewinna, pełna cnoty, rzetelna, skromna i humanitarna.
Ewa Kokotpedagog, historyk i edukatorka sztuki, animatorka
Mała laurka dla Marka Kusia
Marek Kuś ma jubileusz!
Wywołuję z pamięci jego obrazy:
czarne jak szron
ruchliwe jak kamień
intensywne jak milczenie...
Marek Kuś ma jubileusz!
Wywołuję z pamięci jego obrazy:
czarne jak szron
ruchliwe jak kamień
intensywne jak milczenie...
Anna Baranowa krytyk i historyk sztuki
Hallo Marek,
Jak ty to robisz, że za pomocą ołówka osiągasz taką siłę wyrazu? Naprawdę mocne.
Ja tak nie potrafię. Genialne.
Jak ty to robisz, że za pomocą ołówka osiągasz taką siłę wyrazu? Naprawdę mocne.
Ja tak nie potrafię. Genialne.
Asgar Bosorgi artysta (Iran)
Previous
Next
Kiedy ogląda się obrazy Marka Kusia, nasuwają one osobliwe, czy nawet paradoksalne pytania: czy to jest malarstwo przedstawieniowe czy abstrakcyjne? Czy jest to ekspresjonizm czy pełna umiaru sztuka nurtu geometrii? Rzadka to sytuacja, gdy pary pojęć uznanych za przeciwstawne, albo przynajmniej za sprzeczne, równocześnie mogą dotyczyć tego samego zjawiska. W przypadku obrazów Kusia te antypody spotykają się bezkolizyjnie.
Są to malarskie kompozycje przeważnie dużych wymiarów, strukturalne. Występuje na nich w doskonale, matematycznie obliczonym rytmie powtarzalności - ten sam znak. Aby dyskrecja wyciszonego przekazu została zachowana, obrazy pozostają zawsze achromatyczne. Zwielokrotniony znak, początkowo malowany czarną farbą olejną, z czasem realizowany w technice tempery i emulsji dla zaznaczenia kontrastu przybrał barwę ciemnej szarości. Tło struktury jest wypełnione grafitową, metalicznie połyskującą czernią osiąganą za pomocą twardego lub miękkiego ołówka. To oryginalna w malarstwie, przez Kusia wynaleziona i przez nikogo, oprócz niego, nie stosowana technika.
Byłyby to więc wyciszone i harmonijne, geometrycznie uporządkowane struktury, gdyby nie specyfika znaku wypełniającego tę strukturę. Jest to bowiem dwojako, syntetycznie ukształtowana figura ludzka. Jedna, najczęściej przez artystę stosowana - to postać człowieka z rękami wyciągniętymi w górę, szeroko rozłożonymi, z jedną nogą ugiętą w kolanie jak w zamierzonym podskoku i drugą - zgiętą i uniesioną. Jest to układ postaci w gwałtownym podskoku jakby z bólu czy rozedrganej w konwulsjach. Druga wersja figury ludzkiej występującej w pracach Kusia jest już uspokojona, w pozycji stojącej lub też płynąca strzałką, wydłużona, z rękami wysoko wyciągniętymi i splecionymi nad głową, uproszczona do niemal nieczytelnego już znaku.
Ta ekspresyjna, dziwna i dramatyczna postać w niespotykanym układzie – jak wspomina autor – pojawiła się w jego wyobraźni jakby poza udziałem w tym artysty. I od razu zaczął tę wizję utrwalać; zmultiplikowaną, tymczasem w technice graficznej, w pozytywnie i negatywie, a te, w znacznej liczbie powielone odbitki sklejał, by uzyskać strukturę bardzo dużego formatu.
Było to w połowie lat 80-tych, jeszcze podczas studiów, które ukończył w roku 1990. I już przed dyplomem m. in. w 1988 r., w Galerii Uniwersyteckiej w Cieszynie, wystąpił z tym rodzajem twórczości publicznie. Nie przedstawił jednak tych prac jako dyplomowe. Traktował je bowiem jako własną, niezależną, indywidualną twórczość. Ale z techniki graficznej zrezygnował już po pierwszych próbach, realizując swoją koncepcję na płytach pilśniowych, czasem na blachach, a gdy pojawiła się się na rynku nowocześniejsza płyta MDF, która daje możliwość techniczną wykonania zamierzonych kompozycji po jej obydwu stronach - skorzystał z tego ułatwienia pracy i rozwiązań ekspozycyjnych.
Obok struktur obrazowych, budowanych regularnie ze znaków - postaci, wszystkich jednakowej wielkości, tworzy artysta kompozycje z tych samych znaków powtarzalnych, ale w trzech różnych wymiarach: drugi o jedną trzecią mniejszy od pierwszego, a trzeci o jedną trzecią mniejszy od drugiego. Taki jest przykładowo tryptyk z kulistą formą z 2007 r., gdzie przy nakładaniu na siebie znaków struktury mniejszych na większe, w kolejnych ich trzech wymiarach, zacierały się kształty postaci i powstawała rozedrgana ruchem i migotliwością odbić świetlnych kompozycja czysto abstrakcyjna. Jednak tego typu realizacje nie należą do częstych. Przeważnie operuje Kuś charakterystycznymi dla jego twórczości strukturami ze znaków - postaci na obrazach, ale i poza obrazami.
Wśród innych występował artysta z tymi znakami w performance trwającym każdorazowo około 4 godzin, a powtarzanym kolejno w Paryżu (1996), Tokio (1997), Krakowie, Brukseli (2014) i Katowicach. Działanie to było też długo przygotowywane. Wykrawał bowiem Marek ową tragiczną w geście postać z cienkiej blachy, w niewielkim wprawdzie formacie, ale w 5 000 egzemplarzach. Ów performance polegał na ich rozkładaniu w uporządkowanym układzie - ok.70 sztuk - na płachcie juty i przykrywaniu tego układu następną jej warstwą, układaniu kolejnej struktury znaków - postaci i znowu jej przykrywaniu, aż do uzyskania wysokiej sterty tak powtarzalnych warstw i do wyczerpania zasobu form z blachy. Pozostawał ten relikt performance'u w miejscu, gdzie się odbywał, jako obiekt wystawowy.
Warto tu jeszcze przypomnieć kilka innych przykładów realizacji Marka Kusia, ale i projektów o większych czy mniejszych wymiarach i szansach wprowadzenia w życie. Jednym ze spełnionych zadań było wypełnienie strukturą obrazową ze znakami -postaciami olbrzymich 6 metrowej wysokości i 2,5 metrowej szerokości okien w zabytkowej kościelnej budowli w Berlinie w 1995 r. Artysta chciałby też przenieść swoje struktury w przestrzeń urbanistyczną. M. in. wykonał w 2012 r. makiety stadionów sportowych, których cała powierzchnia wypełniona jest rytmiczną strukturą jego znaków. Marzy mu się wprowadzenie ich także na autostradę, a to na zasadzie reliefu wklęsłego lub wypukłego, który by uniemożliwił przejazd w tym miejscu samochodem. Miałoby to być zwycięstwo sztuki nad komercjalizmem i hedonistycznym ułatwianiem sobie życia?
Marek Kuś nie poprzestaje na malarskich, płaszczyznowych, strukturalnych wersjach swej „skocznej” postaci jako znaku. Wykorzystuje tę sylwetkę w dużym formacie, nieco przekraczającym przeciętny wzrost człowieka, jako odlewy cementowe albo reliefy wklęsłe lub wypukłe ze strzyżonej trawy. Realizował je w wielu już miejscach: parkach miejskich i ogrodach, na polanach, w otoczeniu drzew; w Katowicach, w Berlinie, w Japonii i w Ustce. Jeśli nie spotykało się to z aplauzem czy aprobatą odbiorców - przechodniów to zapewne dlatego, że układ ciała tej postaci jest wbrew intencjom artysty niezwykle dramatyczny, kojarząc się niekiedy z zapamiętanymi z czasów wojny ciałami ludzi płasko rozjechanymi gąsienicami czołgów. Toteż musi budzić niepokój, nawet lęk.
Przy próbie odpowiedzi na pytania postawione na początku tego tekstu, trzeba odpowiedź tę odmiennie sformułować w stosunku do różnych dwóch dziedzin twórczości Marka Kusia. W odniesieniu do realizacji rzeźbiarskich, choć forma z betonu odlana bezpośrednio w wykopanych rowkach ziemi, jest mocno uogólniona, a przy tym toporna i zgrzebna – pozostaje jednoznacznie figuratywna. Natomiast w przypadku obrazów artysty – subtelnych, wyrafinowanych kolorystycznie, a nadto oryginalnych technicznie, dzięki potraktowaniu postaci jako znaku w strukturze, czasami nawet nieczytelnego – mówić można o daleko posuniętym wyabstrahowaniu kompozycji i jej zamierzonej geometryzacji.
Są to malarskie kompozycje przeważnie dużych wymiarów, strukturalne. Występuje na nich w doskonale, matematycznie obliczonym rytmie powtarzalności - ten sam znak. Aby dyskrecja wyciszonego przekazu została zachowana, obrazy pozostają zawsze achromatyczne. Zwielokrotniony znak, początkowo malowany czarną farbą olejną, z czasem realizowany w technice tempery i emulsji dla zaznaczenia kontrastu przybrał barwę ciemnej szarości. Tło struktury jest wypełnione grafitową, metalicznie połyskującą czernią osiąganą za pomocą twardego lub miękkiego ołówka. To oryginalna w malarstwie, przez Kusia wynaleziona i przez nikogo, oprócz niego, nie stosowana technika.
Byłyby to więc wyciszone i harmonijne, geometrycznie uporządkowane struktury, gdyby nie specyfika znaku wypełniającego tę strukturę. Jest to bowiem dwojako, syntetycznie ukształtowana figura ludzka. Jedna, najczęściej przez artystę stosowana - to postać człowieka z rękami wyciągniętymi w górę, szeroko rozłożonymi, z jedną nogą ugiętą w kolanie jak w zamierzonym podskoku i drugą - zgiętą i uniesioną. Jest to układ postaci w gwałtownym podskoku jakby z bólu czy rozedrganej w konwulsjach. Druga wersja figury ludzkiej występującej w pracach Kusia jest już uspokojona, w pozycji stojącej lub też płynąca strzałką, wydłużona, z rękami wysoko wyciągniętymi i splecionymi nad głową, uproszczona do niemal nieczytelnego już znaku.
Ta ekspresyjna, dziwna i dramatyczna postać w niespotykanym układzie – jak wspomina autor – pojawiła się w jego wyobraźni jakby poza udziałem w tym artysty. I od razu zaczął tę wizję utrwalać; zmultiplikowaną, tymczasem w technice graficznej, w pozytywnie i negatywie, a te, w znacznej liczbie powielone odbitki sklejał, by uzyskać strukturę bardzo dużego formatu.
Było to w połowie lat 80-tych, jeszcze podczas studiów, które ukończył w roku 1990. I już przed dyplomem m. in. w 1988 r., w Galerii Uniwersyteckiej w Cieszynie, wystąpił z tym rodzajem twórczości publicznie. Nie przedstawił jednak tych prac jako dyplomowe. Traktował je bowiem jako własną, niezależną, indywidualną twórczość. Ale z techniki graficznej zrezygnował już po pierwszych próbach, realizując swoją koncepcję na płytach pilśniowych, czasem na blachach, a gdy pojawiła się się na rynku nowocześniejsza płyta MDF, która daje możliwość techniczną wykonania zamierzonych kompozycji po jej obydwu stronach - skorzystał z tego ułatwienia pracy i rozwiązań ekspozycyjnych.
Obok struktur obrazowych, budowanych regularnie ze znaków - postaci, wszystkich jednakowej wielkości, tworzy artysta kompozycje z tych samych znaków powtarzalnych, ale w trzech różnych wymiarach: drugi o jedną trzecią mniejszy od pierwszego, a trzeci o jedną trzecią mniejszy od drugiego. Taki jest przykładowo tryptyk z kulistą formą z 2007 r., gdzie przy nakładaniu na siebie znaków struktury mniejszych na większe, w kolejnych ich trzech wymiarach, zacierały się kształty postaci i powstawała rozedrgana ruchem i migotliwością odbić świetlnych kompozycja czysto abstrakcyjna. Jednak tego typu realizacje nie należą do częstych. Przeważnie operuje Kuś charakterystycznymi dla jego twórczości strukturami ze znaków - postaci na obrazach, ale i poza obrazami.
Wśród innych występował artysta z tymi znakami w performance trwającym każdorazowo około 4 godzin, a powtarzanym kolejno w Paryżu (1996), Tokio (1997), Krakowie, Brukseli (2014) i Katowicach. Działanie to było też długo przygotowywane. Wykrawał bowiem Marek ową tragiczną w geście postać z cienkiej blachy, w niewielkim wprawdzie formacie, ale w 5 000 egzemplarzach. Ów performance polegał na ich rozkładaniu w uporządkowanym układzie - ok.70 sztuk - na płachcie juty i przykrywaniu tego układu następną jej warstwą, układaniu kolejnej struktury znaków - postaci i znowu jej przykrywaniu, aż do uzyskania wysokiej sterty tak powtarzalnych warstw i do wyczerpania zasobu form z blachy. Pozostawał ten relikt performance'u w miejscu, gdzie się odbywał, jako obiekt wystawowy.
Warto tu jeszcze przypomnieć kilka innych przykładów realizacji Marka Kusia, ale i projektów o większych czy mniejszych wymiarach i szansach wprowadzenia w życie. Jednym ze spełnionych zadań było wypełnienie strukturą obrazową ze znakami -postaciami olbrzymich 6 metrowej wysokości i 2,5 metrowej szerokości okien w zabytkowej kościelnej budowli w Berlinie w 1995 r. Artysta chciałby też przenieść swoje struktury w przestrzeń urbanistyczną. M. in. wykonał w 2012 r. makiety stadionów sportowych, których cała powierzchnia wypełniona jest rytmiczną strukturą jego znaków. Marzy mu się wprowadzenie ich także na autostradę, a to na zasadzie reliefu wklęsłego lub wypukłego, który by uniemożliwił przejazd w tym miejscu samochodem. Miałoby to być zwycięstwo sztuki nad komercjalizmem i hedonistycznym ułatwianiem sobie życia?
Marek Kuś nie poprzestaje na malarskich, płaszczyznowych, strukturalnych wersjach swej „skocznej” postaci jako znaku. Wykorzystuje tę sylwetkę w dużym formacie, nieco przekraczającym przeciętny wzrost człowieka, jako odlewy cementowe albo reliefy wklęsłe lub wypukłe ze strzyżonej trawy. Realizował je w wielu już miejscach: parkach miejskich i ogrodach, na polanach, w otoczeniu drzew; w Katowicach, w Berlinie, w Japonii i w Ustce. Jeśli nie spotykało się to z aplauzem czy aprobatą odbiorców - przechodniów to zapewne dlatego, że układ ciała tej postaci jest wbrew intencjom artysty niezwykle dramatyczny, kojarząc się niekiedy z zapamiętanymi z czasów wojny ciałami ludzi płasko rozjechanymi gąsienicami czołgów. Toteż musi budzić niepokój, nawet lęk.
Przy próbie odpowiedzi na pytania postawione na początku tego tekstu, trzeba odpowiedź tę odmiennie sformułować w stosunku do różnych dwóch dziedzin twórczości Marka Kusia. W odniesieniu do realizacji rzeźbiarskich, choć forma z betonu odlana bezpośrednio w wykopanych rowkach ziemi, jest mocno uogólniona, a przy tym toporna i zgrzebna – pozostaje jednoznacznie figuratywna. Natomiast w przypadku obrazów artysty – subtelnych, wyrafinowanych kolorystycznie, a nadto oryginalnych technicznie, dzięki potraktowaniu postaci jako znaku w strukturze, czasami nawet nieczytelnego – mówić można o daleko posuniętym wyabstrahowaniu kompozycji i jej zamierzonej geometryzacji.
Dr Bożena Kowalskahistoryk, krytyk i teoretyk sztuki
Żyjemy podobno w czasach postprawdy i postinternetu. Sensy odklejają się od słów. Słowa tracą znaczenie. Wtręty w rozmowach zaczynające się od zwrotu „ale z całym szacunkiem…” (panie redaktorze, pośle, doktorze, profesorze, radny) najczęściej w rozwinięciu nie świadczą o żadnym szacunku. Zmienia się poczucie czasu i przestrzeni. Dystans skraca się i spłaszcza, komunikatory społeczne dają złudne poczucie bycia w tym samym czasie wszędzie (i nigdzie). Demokratyczny i wszechobecny dostęp do informacji okazuje się również daje również wgląd do zalewu fałszywych danych, półprawd i dezinformacji podawanych na tej samej nucie, co fakty. Dane – i te prawdziwe, i te nieprawdziwe – przyrastają w postępie geometrycznym. Dla niektórych świat zwariował. Dla innych stał się oczywistością.
Marek Kuś od lat posługuje się znakiem – wyciętą figurą człowieka pełzającą po ziemi. Swoisty modulor. Pozbawiona indywidualności, bez twarzy – a mimo to bezwzględnie człowiecza. Głowa, ramiona, ręce, tułów, nogi… Uproszczona, lecz nie zgeometryzowana. Niepozbawiona ekspresji ruchu. Multiplikowana w dziesiątki i setki w kolejnych realizacjach, nie traci swego człowieczeństwa, nie staje się bezimiennym wzorem, lecz raczej ludzkim tłumem. Pokrywając przestrzeń galerii na wydrukach, park i ogród w formie betonowej wylewki, czy też wkraczając w charakterystyczną architekturę stadionów – przywraca poczucie realnej przestrzeni. Figura niezmienna od ponad 20 lat paradoksalnie pozwala nam odczuć czas, stale opierając się zmianom form i norm postępujących dziś tak szybko, że przez to niezauważalnych. Są artyści – jak Marek Kuś – którzy działając pozornie poza czasem i poza przestrzenią art worldu, wierni sobie, konsekwentni, przechodzący przez kolejne dekady i niezważający na ich nazwy (transformacja, postransformacja czy postinternet), pomagają przywrócić poczucie czasu i przestrzeni. Powagi znaku i sensu. Ujrzenia w tłumie czy ornamencie symbolu i jego znaczenia. I nawet, jeśli nie używają oni zbyt wielu słów, to te, które z ich strony padają, znaczą to, co mają znaczyć. Szacunek znacz
Hanna Wróblewskadyrektorka Zachęty - Narodowej Galerii Sztuki w Warszawie
Dzień da capo al fine - zdania dla Marka Kusia
Grafitowy, stalowo połyskujący deseń, szczelnie wypełnia tablicę, twardą powierzchnię podobrazia. Od brzegu do brzegu, od dołu do góry. Jakkolwiek proces zarysowywania jest z pewnością długi i żmudny, tablica sprawia wrażenie zrobionej za jednym zamachem, z namacalną intensywnością, bez oddechu.
Od pamiętnych czasów, od 1986 roku kiedy poznałem Marka, każda tablica wiedzie ku kolejnej, podobnej do poprzedniej, nigdy takiej samej. Podobieństwa tablic są na tyle duże, aby myśleć o plejadzie fragmentów, które w końcu ułożą się w ostateczny deseń.
Osnową tablic (ich tematem) jest zwielokrotniona postać ludzka, ten sam i niemalże taki sam ludzik, sylwetka uchwycona w ruchu. Jaki to ruch, nie wiadomo.
Osnową tablic (ich tematem) jest również grafit; tyle go samo dla ludzików jak i dla tła. Co więcej, pojawiają się trudności z uchwyceniem różnic między figurą a tłem – bywa, że zauważając jedynie zmienny rytm motoryki ręki z ołówkiem ,dostrzegamy figurację.
Nie wiadomo czy ludziki płyną w tle czy tło płynie w nich. Może toną w tle?
Marek Chlandaartysta wizualny
Marek Kuś jest artystą konsekwentnym, penetrującym pewien określony, ale absolutnie niezamknięty obszar poszukiwań prawdziwej materii istoty człowieczeństwa, stawiając znaki przemodelowania formy na niejednorodne powierzchnie oraz trójwymiarowe przestrzenie.
Te znaki, pozbawione niepotrzebnych komentarzy, Marek Kuś obdarza materią i niepowtarzalnym śladem, a przez wielokrotność powielania potęguje w odbiorcy chęć oraz potrzebę zadawania pytań, powodując tym samym, że tajemnica idei powraca w indywidualnej partycypacji równie zwielokrotnionych znaczeń.
Ale jest jeszcze drugi Marek Kuś. Będąc twórcą zanurzonym w świecie własnych doznań i dotknięć, posiadł jednocześnie umiejętność analizowania i postrzegania sztuki innej, a raczej „innych”. Jego galeria(e) wskazywały i odkrywały osobowości, ale nie gardziły również klasyką artystycznego spojrzenia. We współpracy z wieloma twórcami i kuratorami światowego formatu, stworzył jedną z najlepszych galerii sztuki współczesnej w Polsce, która niewątpliwie jest znaczącym elementem kultu
Prof. Antoni Cyganartysta, rektor Akademii Sztuk Pięknych w Katowicach
W 1986 roku Marek Kuś stworzył pierwsze tablice wypełnione sylwetkami ludzkimi – stały się one znakiem rozpoznawczym jego twórczości. Od tego czasu z niezłomną konsekwencją zapisuje kolejne powierzchnie modułem schematycznie ujętej postaci ludzkiej w archetypicznym geście czołgania się. Postacie z wyciągniętymi przed siebie kończynami opierają się jedna na drugiej. Splatają w niekończących się łańcuchach, budowanych niezmiennie na rytmicznym powtórzeniu, symetrii i harmonii. Gest nanoszenia tej figury na różnego rodzaju płaszczyzny i powierzchnie, od blach stalowych i aluminiowych, po monumentalne działania w krajobrazie, za każdym razem przybiera w jego przypadku charakter prywatnej mantry, uspokajającego rytuału. Jego terapeutycznemu działaniu poddaje w procesie tworzenia nie tylko siebie, ale przede wszystkim odbiorcę, któremu umożliwia zatapianie się w strukturyzowane plątaniny sylwetek ludzkich połączonych w dekoracyjny wzór. Otwartość jego kompozycji sytuuje je z jednej strony, w kręgu malarstwa Ada Reinhardta, z drugiej w kontekście filozofii zen i dziedzictwa land artu, przekuwając te odniesienia w charakterystyczny motyw, którego multiplikacje wypełniają przestrzenie kolejnych prac.
Marta Lisokhistoryk sztuki, kuratorka
Rezonans - tak właśnie można by określić porozumienie charakteryzujące nasze kontakty z Markiem Kusiem.
Rezonans - od pierwszego dnia poznania przy okazji egzaminów na UŚ w Cieszynie. Przyjaźń, wspólna pracownia, piłka nożna, poczucie przestrzeni, w końcu wizja przyświecająca naszym poczynaniom do dzisiaj.
Obrazy i obiekty, nad którymi pracujemy od lat, czujemy wykorzystując jakieś nieznane pokłady telepatii.
Pierwsza ważniejsza nasza wspólna wystawa odbyła się w 1985 r. w cieszyńskim BWA, potem nastąpiły kolejne.
Razem, dzięki Jerzemu Wrońskiemu, poznaliśmy Tadeusza Kantora, członków Grupy Krakowskiej.
Razem, dzięki Andrzejowi Szewczykowi, poznaliśmy i odwiedzili pracownie Henryka Stażewskiego i Edwarda Krasińskiego, zaprzyjaźnili z Koji Komoji.
Ta historia ma mocne fundamenty, rozwija się i rezonuje.
cdn.
Piotr Lutyński artysta
Z Mareczkiem łączy mnie wieloletnia przyjaźń i współpraca. Mieszkamy niedaleko siebie w dość konserwatywnym otoczeniu i każde spotkanie uruchamia pozytywną energię. Marek, jeszcze w czasach „Kroniki”, wprowadził mnie w krąg swoich artystycznych kolegów. Mogłem dzięki temu wielokrotnie pokazać w „INNYM ŚLĄSKU” nie tylko jego prace, ale też Marka Chlandy, Leszka Lewandowskiego, Piotra Lutyńskiego czy Leona Tarasewicza. Ja zaś poznałem go z kręgiem doktorów z Akademickiego Klubu Włóczęgów, hołdującym pascalowskiemu kryterium szczęścia. Przynajmniej jeden tydzień w roku taplamy się po kajakowych szlakach Pomorza, Podlasia czy Litwy. Oczyszczający tydzień na łonie natury sprawia, że ze zdwojoną energią kopiemy rowy, w których Marek odlewa betonowe człekokształtne figury. Udajemy się na poszukiwanie tony ołowiu, z których można wykonać dwie kolumny, jedną stojącą, drugą leżącą, czy też poszukujemy kóz afrykańskich na wystawę Piotra Lutyńskiego. Jako początkujący prywatny galerzysta korzystałem z bezcennych rad dyrektor BWA – Małgorzaty Panek. Teraz czuję pozytywne wsparcie Marka Kusia. I to wszystko w Polsce? W egoistycznym, artystycznym środowisku? Niemożliwe! A jednak!
Krzysztof Mazikzałożyciel i gospodarz Galerii Sztuki Inny Śląsk w Tarnowskich Górach
Od momentu kiedy poznałam Marka Kusia i jego twórczość zwróciła moją uwagę niezwykła spójność działania, myślenia i „bycia”, ascetyczność a jednocześnie bezkompromisowa konsekwencja podejmowanych prac. Powracająca sylwetka człowieka w przestrzeni, w poszczególnych realizacjach zyskująca za każdym razem inną dramaturgię, zawsze niesie jakąś specjalną powagę, traktowanie świata, człowieka i życia bardzo serio. Dlatego sztuka Marka Kusia dla mnie sytuuje się na granicy metafizyczności, poszukiwania w sztuce możliwości transcendencji. Chociaż szukanie drogi do Absolutu nie jest w niej celem, jednak Absolut niejako prześwituje przez te prace, stwarzając za każdym razem szczególną „szczelinę” otwierającą na jego światło. Autor nie „prowadzi” nas, nie zachęca, nie prowokuje, ale raczej dopuszcza do swojego świata, odkrywanych w nim napięć, sposobu odczuwania. Sprawia, że sztuka staje się czymś niezastępowalnym, egzystencjalnie ważnym, wykluczającym jakąkolwiek grę. Nie jest to dziś postawa szczególnie popularna, dlatego cieszę się, że mogę w tej formie podziękować Markowi Kusiowi i pogratulować wierności wybranym na początku drogi twórczej wartościom.
Prof. Katarzyna Olbrycht pedagog kultury
Drogi Marku mam dla ciebie kąt widzenia.
Byłoby okrutnym banałem pisać tylko o znaku, którym się posługujesz.
To czynią krytycy sztuki, bo nic lepszego nie przychodzi im do głowy.
Marku – jesteś genialny w swoim konstruowaniu świata niepoznanego.
Twój świat bezsprzecznie utkany jest z tworzywa, którego cząstka podstawowa nie jest dla mnie tak ważna, jak to, co można za jej pomocą stworzyć.
Udają Ci się nowe konstelacje pulsujące ruchem
i światłem. Powołujesz do życia obrazy świata kwantowego z całą jego nieprzewidywalnością
i trudnością zrozumienia . Przestrzenie pomiędzy są istotą, istota jest przestrzenią pomiędzy.
Twój świat jest pełen dynamiki i łagodnie rozchodzących się fal.
Każde pociągniecie ołówkiem jest informacją o budowie wszechświata i zagęszczeniu fali
elektromagnetycznej. Twoje dzieła tak jak w całym kosmosie w podstawowej swej cząstce są do siebie bardzo podobne - niezwykle proste. Coś w tym jest.
Witold Stypa artysta, prowadzi autorską galerię i Muzeum Przyszłości w Berlinie
Modulor Le Corbusiera był postawnym mężczyzną emanującym energią i powojennym optymizmem. Unosił w górę ramię na powitanie lepszej przyszłości, którą zamierzał kształtować na swój obraz i podobieństwo. Ale upadł, a upadły czołga się, wyczołguje z grobowych rozpadlin, wdrapuje, wspina ku górze, ku szczytom, które mu obiecano. Bardziej przypomina strzęp człowieka niż herosa prometejskiej nowoczesności. Od jakiegoś czasu ma towarzysza, który z troskliwością pochyla się nad każdym śladem jego rozpaczliwych starań. Towarzysz zapisuje je ku naszej pamięci, wykorzystując to, co ma pod ręką: ołówek, beton, ziemię. Modulor Le Corbusiera był jeden jedyny, idealny. W zapiskach swego towarzysza ogląda siebie w niepoliczalnych zwielokrotnieniach. I nie jest to widok budujący.
Jarosław Suchan historyk sztuki, krytyk, kurator, dyrektor Muzeum Sztuki w Łodzi
Marek Kuś i wydrążeni ludzie.
W 2015 roku Atelier Muzeum 34zero, będące niezależnym centrum sztuki współczesnej zorganizowało pierwszą w Belgii wystawę Marka Kusia, prezentującą kontynuację rozważań na temat czerni w rzeźbie prowadzonych od wczesnych lat 1990. Od czasu wystawy atelier utrzymuje bliskie kontakty z polskim artystą. Jego konceptualne prace, których nikt nie zakwalifikowałby jako surowe półformy, są interesującym przyczynkiem do refleksji nad ludzką sylwetką rozumianą jako fundamentalna jednostka graficzna.
WodekPortier / dyrektor artystyczny Muzeum Atelier 34zero, Bruksela
Na wzór manufakturzysty, Marek Kuś redukuje ciała do prostych czarnych ideogramów, zwielokrotnia je i grupuje na różnych nośnikach. Rozpostarte z reguły na całej powierzchni, w formie all-over, te czołgające się postacie, bezbarwne choć odblaskowe, nawiązują subtelny wizualny dialog z matowymi powierzchniami, na których się znajdują. Wręcz obsesyjne zastosowanie grafitu, jako materiału bazowego, umożliwia również artyście dostrojenie prac do ich bezpośredniego otoczenia. Za pośrednictwem cienia, jak i odbicia, anonimowe postacie, które pokazuje nam Marek Kuś, zdają się zmierzać w kierunku uniwersum, będącego dla nich jednak niedostępnym. Co więcej, ich dziwne, dynamiczne pozy, podkreślone przez formalne podobieństwo, wzmacniają efekt jednorodności, ale który zarazem wywołuje u „obserwatora" serię uzasadnionych pytań. Skąd pochodzą te dziwne postacie? Dokąd zmierzają? Kim są? Co robią? Czyż nie są jak „wydrążeni ludzie" T.S. Eliota tylko „kształtami bez formy", „cieniami bez barwy” „razem się kołyszącymi” na tych splotach powierzchni, przestrzeniach nieskończonych i zróżnicowanych „licznością”, mnogością materiałów ważnych dla artysty. Tyle pytań pozostających bez odpowiedzi, decyduje o enigmatycznym charakterze prac Marka Kusia.
Pierre Aresehistoryk sztuki w Muzeum Atelier 34zero, Bruksela
Previous
Next